„Anna Kostenko 1995-2005” to wystawa ekspresjonistycznego malarstwa i rysunku, skupiona w głównej mierze na temacie kultury afrykańskiej.
Zjawisko wielokulturowości, wieloetniczności staje się współcześnie coraz bardziej powszechne. W pomieszaniu różnych wpływów, cywilizacji, trudno o elementy, które pozostają nieskażone, pierwotne.
Paul Gauguin spędził na Polinezji blisko 12 lat. Ten, jeden z najważniejszych artystów końca XX wieku, poszukiwał na wyspach Pacyfiku „raju pierwotnego”. Miejsca nie tyle o odmiennej, co autentycznej kulturze. Gauguin był artystą, który pierwsze lata swojego życia spędził w Peru, po powrocie do Francji, po kilku latach nauki, zatrudnił się jako marynarz na statku handlowym. Rozpoczynając okres podróży. Po kilku latach tworzenia we Francji, ponownie wyjechał, właśnie na wyspy Polinezji. Jego dzieła z okresu Tahitańskiego to połączenie symbolizmu, malarstwa o bardzo mocnych, sugestywnych układach kompozycyjnych i barwnych, z realizmem przedstawień codzienności. Gauguin mieszkając w odmiennej cywilizacji stał się jej częścią. Za wystąpienie w obronie ludności tubylczej został skazany przez władze kolonialne na więzienie. Nie był bowiem kolonizatorem, przedstawicielem cywilizacji lepszej, bardziej rozwiniętej. Jego pobyt na Martynice i Haiti był poszukiwaniem realnego, prawdy, który mógł odbyć się tylko poprzez prawdziwe wczucie się w nową kulturę.
Anna Kostenko natomiast urodziła się w rodzinie ukraińsko-rosyjskiej, o korzeniach polskich. Od 16 roku życia mieszka w Polsce. Jest przykładem osoby ukształtowanej przez różnorodne obszary kulturowe, językowe. Już w trakcie studiów realizowała swoje pierwsze podróże, szybko wybieraną przez nią destynacją stała się Afryka. To właśnie w krajach Afryki odnalazła nieskażenie cywilizacją, które wpłynęło na niezwykłą siłę, niezłomność charakteru mieszkańców tych terenów. Te elementy zafascynowały ją i przedstawienia mieszkańców kontynentu afrykańskiego stały się największą częścią jej ouvre. Porównanie z Paulem Gauguinem nie jest przypadkowe. Umiejętność szybkiego przejścia z powierzchowności poznania innych środowisk do dogłębnego ich poznania i stanie się ich częścią, wynikać może tu, podobnie jak u francuskiego mistrza, z pozostawania na styku, przecięciu różnych kultur od wczesnych lat. Czas nauki w ASP natomiast oznaczał dla artystki przebywanie w pracowni między innymi prof. Jana Szancenbacha, kolorysty, będącego łącznikiem pomiędzy tym, co w sztuce polskiej istnieje obecnie, a tym, co istniało przed wojną. Tradycja koloryzmu, nabistów jest w pracach Anny Kostenko widoczna, ustępuje jednak często miejsca ekspresjonizmowi. Szybkie ruchy pędzla, wyraziste faktury, niespokojne kreski, przejmujące twarze tworzą te obrazy.
Skupianie się na warstwie technicznej tych prac byłoby jednak niezwykle krzywdzące. Ich siła bowiem tkwi w dużej mierze w podejściu do przedstawianego tematu. Twórczyni układa swoje prace w cykle. Na wystawie prezentujemy tylko część z nich, skupiając się w dużej mierze na afrykańskim okresie. W tym malarstwie nie ma kolonializmu, pobieżnego zachłyśnięcia się odrębnością i barwnością, tworzenia z perspektywy białego Europejczyka, który przybywa w odległe miejsce na krótką chwilę i traktuje portretowanych jak skansen. Jest za to niezwykła ekspresja, próba zrozumienia, stania nie z boku, a razem z pokazywaną na obrazie postacią. Wśród pokazywanych prac seria Motherhood posiada bodajże największą intensywność przeżyć. Portrety masajskich matek wychodzą daleko poza kanon przedstawienia macierzyństwa. Nie są też opowieścią o relacjach w rodzinach afrykańskich plemion. Stają się uniwersalnym przedstawieniem skomplikowania odczuć, intensyfikacji tych dobrych, ale też tych złych związanych z posiadaniem dzieci. Gdzieniegdzie widać odruchy czułości, gdzie indziej wyobcowanie, smutek, ból. Dodatkowo artystka maluje je w taki sposób, jakby próbowała swoje postacie rozczłonkowywać. Dzieli ich twarze, ręce na moduły podkreślając tym jeszcze bardziej zawiłość tematu. Również kolorystyka tych obrazów wpływa znacząco na ich odbiór: ciemne, brunatne i szare barwy wprowadzają wrażenie przygnębienia i zagrożenia.
Seria The Faces of Humanity to z kolei rodzaj uporczywego powracania do tego samego motywu. Przetwarzania go i ponownego odczytywania. Na przestrzeni kliku lat powtarzają się w nim te same twarze, w podobnym, choć za każdym razem lekko zmienionym ujęciu. To, co pozostaje stałe to nastrój, wyraz twarzy, zamyślony, nieobecny, przejmujący.
Na wystawie pokazane zostaną również rysunki i wczesne prace Anny Kostenko. Te wprawki ujawniają pola zainteresowań, które rozwinięte zostaną w późniejszych latach. Obrazy przestawiające ludzi brzydkich, pozbawionych cech indywidualnych, na rzecz silnie wrażeniowego malarstwa, próbującego ująć daną pozę, temat uniwersalnie. Malowane nerwowo, niecierpliwie, trochę pospiesznie, tak, aby zdążyć uchwycić odpowiedni moment. Prace rysunkowe równie ekspresyjnie tworzone, zdradzają również zamiłowanie do fakturowości, składania obrazu, jak puzzli, z rożnych wizualnie rytmów, duktów. Tu jeszcze wyraźniej widać niespokojną, choć pewną rękę artysty.
Gauguin swój raj znalazł na Polinezji. Tam mógł „wśród odurzających zapachów natury, marzyć w głębokiej ciszy” i tworzyć dzieła „jednoczące się (…) z ogromem natury królującej w naszej prymitywnej duszy[1]. Tam też zmarł. Jego zetknięcie z prymitywną kulturą doprowadziło do odkrycia nieznanych dotąd zakamarków jego duszy, świadomości. Anna Kostenko obecnie mieszka w Krakowie. Jej podróże zawsze kończyły się w pewnym momencie i wracała do tego miasta. Ich krótkotrwałość (w porównaniu z Gouginem) intensyfikowała przeżycia i doświadczenia. Zostawiały one wyraźny ślad do którego artystka często wraca, odkopując pewne wspomnienia i powracając do znanych już motywów i kompozycji. Jej stosunek do kultury Afryki nie ulega jednak zmianie, wręcz przeciwnie, rozjaśniając paletę barwną, podkreślając nasycenie tych przedstawień, skupia się na lepszych wspomnieniach, ładniejszych twarzach. Idealizuje to nieskażone, pierwotne społeczeństwo. Pierwotne w tym wypadku nie jest określeniem pejoratywnym, wręcz przeciwnie, oznacza coś autentycznego, szczerego, dzięki temu szlachetnego. Szacunek artystki do portretowanych ludzi jest tym, co odnajdziemy w prezentowanych obrazach.
[1] za: Artyści o sztuce, red. E. Grabska, H. Morawska, Warszawa, 1969, s. 36-37